Istotą przemocy jest sprawowanie kontroli

Przecież ludzie, którzy tworzą rodzinę alkoholową, w której jest przemoc, nie żyją w izolacji, ale w kilku otaczających ich kręgach: najbliższej rodziny i znajomych, szerszym kręgu różnego rodzaju organizacji i instytucji, i wreszcie w najszerszym – kręgu uwarunkowań kulturowych i społecznych.

Przy takim podejściu do kwestii przemocy w rodzinie istotny jest czynnik środowiskowy – wpływ tego, co się wokół niej dzieje. Bardzo często duże znaczenie mają tu nasze działania, które zmieniają podejście do tego problemu, na przykład zachęcają sąsiadów do bycia bardziej aktywnymi świadkami. Kolejne kampanie w mediach i programy edukacyjne w społecznościach lokalnych stopniowo także w skali globalnej przekształcają sposób myślenia i postawy.

Tym razem chciałbym skoncentrować się na przemocy psychicznej. Zwykle przy rozróżnieniu na przemoc fizyczną i psychiczną rozumiemy to z grubsza tak, że ta pierwsza to bicie i kopanie, a druga – obrzucanie obelgami. To ogromne uproszczenie. Zdarzają się – chociaż rzadko – przypadki przemocy w rodzinie, w których nie występuje przemoc fizyczna, ale nie istnieje żadna przemoc bez przemocy psychicznej. Ona z definicji jest psychiczna, niezależnie od tego, czy są tam kopniaki, uderzenia, wyrywanie włosów, czy też tego nie ma.

Co się kryje za stwierdzeniem, że każda przemoc jest psychiczna? Można tu mówić o trzech aspektach:
po pierwsze – w przemocy, która dokonuje się w rodzinie, najczęściej chodzi o sprawowanie nad ofiarą kontroli psychicznej, o jej utrzymanie lub zwiększenie;
po drugie – najważniejsza część przemocy jest tworzona przez oddziaływanie psychologiczne i za pomocą narzędzi psychologicznych;
po trzecie – w wyniku przemocy powstają bardzo poważne szkody psychologiczne.

Sprawowanie nad kimś kontroli psychicznej to taka sytuacja, w której uczucia, myśli i zachowania w ogromnym stopniu zależą od tego, co ktoś drugi zrobi albo czego nie zrobi, a osoba poddawana kontroli psychicznej nie może zmienić tego układu albo ma z tym ogromne trudności. Jest to pozostawanie pod czyimś przemożnym wpływem – takim, który sięga do uczuć, do myśli i do zachowań oraz ogranicza lub całkowicie eliminuje możliwość przeciwstawienia się.

Czy to jednak oznacza, że każdy przypadek silnego, kontrolującego wpływu jest przemocą? Oczywiście, że nie. Ludzie bardzo często znajdują się pod kontrolą psychiczną innych, a przecież nie ulegają przemocy. To, co czuje, co myśli i jak się zachowuje małe dziecko, a czasem to, czy w ogóle przeżyje, zależy w ogromnym stopniu od zachowania jego rodzica. Ale sprawowanie kontroli nie jest wykorzystywane przeciwko dziecku, tylko dla jego dobra, a nawet stanowi pewną prawidłowość rozwojową. A skoro każdy człowiek ma tego typu doświadczenia, to łatwo sobie zdać sprawę, jak głębokie korzenie może mieć przemoc. Może – i bardzo często tak się dzieje – odwoływać się do podstawowych doświadczeń, które mają wszyscy ludzie. Zresztą bardzo często sprawca przemocy próbuje doprowadzić ofiarę do tego, żeby czuła się bezradna jak małe dziecko. Im bardziej mu się to udaje, tym głębiej i mocniej przemoc jest osadzona.

Na czym polega istota uzyskiwania przemocowej kontroli nad drugą osobą?
Bardzo ważnym czynnikiem jest poczucie zagrożenia i to takie, które jest bezpośrednią konsekwencją dotkliwych czy bolesnych czynów ze strony sprawcy przemocy. Do pewnego momentu członkowie rodziny – chodzi tu przede wszystkim o dorosłych – próbowali stawiać opór: na coś się nie zgadzali, krytykowali, mówili, że im się to nie podoba. Ten opór był łamany za pomocą aktów agresji, które sprawiały ból i wywoływały lęk. Przełamywanie oporu jest niesłychanie ważnym elementem zdobywania kontroli psychicznej.

Często zaczyna się od zachowań, będących na pograniczu tego, co ludzie akceptują. Kiedy rozmawiamy z kobietami – ofiarami przemocy o tym, jak wyglądał ich związek na początku, zwykle dowiadujemy się, że kiedyś chodzili na randki, do kina, może nawet on czasem kupił jej kwiatek. Później coś zaczęło się psuć: to jeszcze nie było bicie, ale na przykład ordynarne słowa, jakich mężczyzna może nawet wcześniej używał, ale nie kierował ich do swojej partnerki. I okazuje się, że to początek łańcucha – ten moment, kiedy ona po raz pierwszy poczuła jako nieprzyjemne jego zachowanie, które do tej pory akceptowała, a nawet mogła uważać za "męskie". Dlatego tak ważne jest, żeby kobiety nie pozwalały nie tylko na bicie, ale już na te pierwsze wyłomy w kulturalnej komunikacji.

Jeśli kobieta, kiedy pierwszy raz słyszy wulgarne wyzwiska, podejdzie do swojego partnera i patrząc mu prosto w oczy powie: "Jak jeszcze raz tak się do mnie odezwiesz, to chociaż cię kocham, już nigdy mnie nie zobaczysz", wówczas zwykle nie dochodzi do eskalacji przemocy. Jednak kobiety w znacznej większości w obliczu obraźliwego zachowania – mimo że jest im przykro – nie są zdolne do takiej konfrontacji. Wtedy przemoc rozkręca się, rozwija krok po kroku, a drobne przejawy oporu są kruszone. Później zdarza się coś poważniejszego – pierwsze uderzenie czy popchnięcie. Przy czym często jest to lekceważone lub oswajane: on przeprosi, przyniesie kwiaty, po czym zrobi to samo, znów przyniesie kwiaty, chociaż już nie pięć, tylko jeden, a za trzecim razem powie: "Co ty się czepiasz? Przecież to normalna rzecz, trzeba było mnie nie denerwować".

Istotną rolę odgrywa też początkowy stan relacji między mężczyzną a kobietą, a konkretnie asymetria dominacji i podporządkowania, widoczna już w momencie dobierania się par i rozpoczynania wspólnego życia. Pozostaje w zgodzie z wzorem kulturowym to, że mężczyzna jest w związku górą, co w wielu przypadkach – choć nie zawsze – ma pokrycie w jego cechach psychologicznych. Są mężczyźni, którzy mają tendencję do dominowania, do przewodzenia, i kobiety, które mają skłonność do ulegania, podporządkowania się. Jeżeli ludzie się kochają i dobiorą się w ten sposób, to obydwoje mogą być zadowoleni: przewaga mężczyzny może wyrażać się w opiekuńczości i braniu na siebie rodzinnych zadań, z kolei kobieta ma do zaofiarowania cenioną przez wielu mężczyzn uległość i umiejętność podporządkowania się. Ale jeżeli w takim układzie pojawi się przemoc, to możliwości tej kobiety, żeby się przeciwstawić, obronić przed agresją, będą bardzo małe. Można powiedzieć, że od samego początku było jasne, że on będzie silniejszy, a ona słabsza – ich relacja była już ustawiona, kiedy on swoją siłę zaczął wykorzystywać do tego, żeby ją bić.

Kiedy w przedszkolu patrzymy na dzieci, wyraźnie widać, że niektóre dziewczynki są psychicznie znacznie silniejsze, bardziej dynamiczne od chłopców, a jak trzeba, potrafią przylać. Jednak później zaczynają oddziaływać na dzieci wzory kulturowe i dorastający chłopak dowiaduje się, że to on powinien być dominujący, że musi być macho, ma być silny, nie wolno mu płakać, a "kobietę trzeba trzymać krótko". Zdarzają się nawet pary, które na użytek otoczenia odgrywają swoje role zgodnie z obowiązującym wzorem kulturowym, chociaż w rzeczywistości to on jest słaby, a ona silna, ona trzyma kasę i rządzi domem. I tu docieramy do psychologicznych źródeł przemocy.

Mężczyzna jest pod silną presją otoczenia, żeby być twardzielem. Chce pokazać się przed kolegami – zwłaszcza jeśli naprawdę to kobieta jest w ich związku silniejsza – i ucieka się do aktów agresji, żeby zmniejszyć asymetrię sił. Od niepamiętnych czasów do tego celu służył mężczyznom alkohol. Panowie piją i opowiadają sobie, jakie te baby są okropne, potem naładowani wracają do domu i tylko szukają pretekstu, żeby pokazać, kto tu rządzi. Kiedy mężczyzna jest zły, sfrustrowany, a dodatkowo nabuntowany przez kolegów i po alkoholu, to robi awanturę. I w trakcie tej awantury rozkręca się, bo agresja stwarza mu sytuacyjne złudzenie własnej mocy, a wzbudzany strach daje poczucie kontroli nad sytuacją i drugą osobą.

Człowiek, którzy zmierza do przemocowej kontroli, na ogół nie umie zdobyć poczucia ważności i znaczenia w normalny sposób, musi więc sięgnąć po jego substytut w postaci budzenia lęku. Podporządkowaniem sobie kogoś, kto się boi, zastępuje brak przekonania o swojej wartości i oczywiście wpada w pułapkę, bo uzyskiwane w ten sposób złudzenie mocy jest nietrwałe. Ponieważ jednak nie dysponuje niczym więcej, powtarza akty przemocy. Kiedy pojawiają się wątpliwości na własny temat albo sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli, sięga po znany już sposób, kiedy to upił się, zrobił awanturę, coś zniszczył. Akty przemocy, które dają poczucie panowania nad sytuacją, nie muszą polegać na biciu, czasem można to samo osiągnąć na przykład demolując mieszkanie lub niszcząc rzeczy. To jest potężny komunikat: "Mogę to zniszczyć, bo ja tu rządzę".

W zdrowych warunkach oznaką czyjejś władzy jest to, że może coś zbudować, jednak może demonstrować swoją siłę i potęgę również poprzez zniszczenie. Na tym polega terroryzm, czyli publiczne akty przemocy: terroryści dążą do sprawowania kontroli, pokazując, że są bezkarni w niszczeniu czegoś, co dla innych jest cenne. Atak z 11 września był wyrazem takiego dążenia do sprawowania kontroli na skalę masową. Niewielka grupa mężczyzn wstrząsnęła życiem psychicznym milionów ludzi, którzy zaczęli się bać, bo sytuacja stała się nieprzewidywalna. Podobne rzeczy dzieją się w sytuacji przemocy w rodzinie: trzeba tylko raz albo dwa razy zrobić jakąś straszną rzecz, a potem można pozwolić sobie na wszystko. To są przemocowe elementy sprawowania kontroli psychicznej nad innymi osobami: utrzymywanie poczucia zagrożenia i własnych złudzeń o mocy, o przewadze, o dominacji.

Za przemocą niemal zawsze stoi niemoc albo obawa przed niemocą. To niesłychanie ważne: przemocy dokonują tylko ci, którzy albo są słabi, albo boją się znacznego osłabie nia. Oczywiście nie wszyscy ludzie, którzy mają tego rodzaju potrzebę dominacji, sięgają po akty przemocy. Na ogół do tego potrzebne jest coś więcej: pewien rodzaj przyzwolenia czy bezradności otoczenia społecznego.

Kolejny istotny czynnik: większość sprawców przemocy to osoby o pewnych predyspozycjach biologicznych do tego, żeby reagować impulsywnie, a zarazem słabiej kontrolować swoje impulsy. Czy to jednak predyspozycje biologiczne są odpowiedzialne za przemoc? Z pewnością nie. One stanowią tylko czynniki ryzyka, a za czyny jest zawsze odpowiedzialny sprawca przemocy i nie ma usprawiedliwienia, które zdejmowałoby z niego tę odpowiedzialność. Nie ma żadnych wyników badań, które mówiłyby, że nic się nie da zrobić, aby sprawca nauczył się kontrolować swoje zachowania.

Wiadomo, że ludzie różnią się pod względem agresywności i impulsywności reagowania, ale nie wszyscy, którzy mają skłonność do tego, stają się sprawcami przemocy. Również zdolność kontrolowania swoich impulsów ma podłoże biologiczne: osoby, u których występują mikrouszkodzenia układu nerwowego związane z przedłużoną akcją porodową, podczas której doszło do niedotlenienia czy lekkiej zamartwicy, mają utrudnione sprawowanie kontroli nad własną impulsywnością (co zresztą często obserwuje się już u małych dzieci). Istnieje też wyraźny związek między przemocą w rodzinie a tak zwanymi antysocjalnymi zaburzeniami w okresie dojrzewania. U znacznej części sprawców przemocy już w wieku 12-14 lat występowała wzmożona agresywność w stosunku do kolegów, konflikty z nauczycielami czy różnego rodzaju trudności wychowawcze. To nie dotyczy wszystkich, ale jest jednym z ważnych czynników ryzyka.

W tym kontekście można też patrzeć na rolę, jaką w przemocy odgrywa alkohol. Wiemy, że nie jest on przyczyną przemocy, ale może wpływać na każdy z wymienionych wcześniej elementów przemocy. Alkohol tylko podgrzewa, wzmacnia czynniki ryzyka i potęguje ich działanie, chociaż nie jest za nie bezpośrednio odpowiedzialny. Wyeliminowanie go wcale nie musi oznaczać zlikwidowania przyczyn przemocy: trzeźwiejący alkoholicy nieraz nawet po paru latach abstynencji nie stają się mniej agresywni (może trochę bardziej się hamują, bo dzięki temu, że nie piją, łatwiej im dostrzec zagrożenie). Dlatego przejście typowego programu terapii uzależnienia nie zmienia istotnych czynników decydujących o przemocy.

Warto o tym pamiętać, kiedy się przygotowujemy do tego, żeby pomaganie rodzinom alkoholowym było w większym stopniu oparte na innych działaniach niż tylko zobowiązanie do leczenia. Powinniśmy do programu leczenia uzależnienia dołączyć nowe elementy, ukierunkowane na przeciwdziałanie przemocy – to jest poważne wyzwanie dla lecznictwa odwykowego. Musimy pracować ze sprawcami nad ich potrzebą dominowania i kontroli, a także uczyć ich, co mają robić ze swoją agresywnością, jak kontrolować impulsy i w jaki sposób uzdrawiać to, co w rodzinach zostało zniszczone.

Od jakiegoś czasu wyraźnie widzimy, że nawet u osób, które nie piją alkoholu, agresywne zachowania tworzące przemoc domową mają charakter nałogowy. Akty przemocy wobec najbliższych cechuje podobna dynamika do tej, jaką widzimy w aktach upijania się. W sprawcy narasta pragnienie, a wybuch agresji rozładowuje napięcie i człowiek się uspokaja. Czasem postanawia, że tego więcej nie zrobi, a kiedy później powtarza to zachowanie, można to porównać z zapiciem. W związku z tym w terapii dla sprawców przemocy – nawet jeżeli w ogóle nie piją – w coraz większym stopniu korzysta się z wiedzy o terapii alkoholików.

Trzeba także brać pod uwagę, że zachowania przemocowe podlegają wpływom zewnętrznym. A to oznacza, że należy rozwijać konsekwentny system zewnętrznego interweniowania, powstrzymywania, straszenia, przestrzegania sprawców i równocześnie oferować im programy pogłębionej pracy nad sobą, nad kontrolowaniem swojej impulsywności i agresywności, uczyć innego sposobu wyrażania uczuć, a przede wszystkim innego sposobu odbudowywania swojego poczucia znaczenia i wartości niż krzywdzenie innych ludzi. Nieszczęście polega na tym, że sprawcy przemocy przyswoili sobie taki patologiczny, raniący innych, a zarazem nieskuteczny sposób dowartościowania się.

Jest bardzo ważne, żeby osoby podejmujące interwencję w przypadku przemocy domowej połączonej z nadużywaniem alkoholu nie uważały, że mogą jedynie załatwić umieszczenie tego człowieka w jakiejś placówce odwykowej. Na przyjęcie do takiej placówki czeka się czasem nawet rok, a efekty pobytu w niej nie są pewne.

I wreszcie warto zawsze mieć w świadomości to, że sprawca przemocy to też człowiek, którego nie należy obrażać, poniżać, jeszcze bardziej rujnować mu poczucia własnej wartości – takie traktowanie może tylko nasilić mechanizmy przemocowe. Przecież sprawca po rozmowie, w której został sponiewierany i poniżony, wraca do domu i nietrudno przewidzieć jego ewentualne zachowania. Dlatego musimy dbać o to, żeby do wstępnych rozmów motywujących dopuszczać tylko osoby, które rozumieją tę problematykę i są odpowiednio przygotowane, a najlepiej tworzyć w tym celu specjalistyczne zespoły.

[wykład wygłoszony podczas Konferencji Dużych Miast i Gmin Wiodących
25-26 marca 2002 w Warszawie – oprac. Ewa Jastrun]

Autor: Jerzy Mellibruda
Źródło: www.swiatproblemow.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *