Odpowiedzi może być kilka. Jeśli znajdziesz tę swoją, połowę sukcesu będziesz miała już w kieszeni… Szkopuł w tym, że wcale nie tak łatwo ją znaleźć… Najpierw pewnie będziesz musiała poobserwować samą siebie przez kilka tygodni: kiedy jesz, jak i co. Powinnaś też zastanowić się nad własnymi uczuciami przed, po i w trakcie posiłku. Taka terapia pamiętnikowa pozwoli ci nie tylko zrzucić te kilogramy, które przygniatają całą twoją życiową radość, ale ułatwi ci również lepsze poznanie samej siebie. Gotowa do wędrówki wewnętrznej?


GŁÓD CZY APETYT?

Chrupiąca panierka, upieczone na złoto frytki, pachnąca bułeczka paryska – na taki widok (i zapach) chyba każdej z nas cieknie ślinka! I tu stop! Pomyśl – czy naprawdę czujesz głód? Czy może po prostu masz na te smakołyki ochotę? Nasz apetyt bardzo dobrze umie udawać, że jest prawdziwym głodem, takim, który trzeba zaspokoić już, teraz, natychmiast. Znasz to, prawda? Zapach i wygląd potrawy nieraz sprawiały, że od razu czułaś się głodna i sięgałaś po nadprogramową porcję, a potem jeszcze jedną i jeszcze… Według psychologów nasz ośrodek głodu i sytości zupełnie zwariował od nadmiaru tego dobrego. Gdy człowiek miał mało jedzenia, dobrze wiedział, kiedy jest głodny, a kiedy może jeszcze poczekać. Teraz na każdym rogu ulicy stoi piekarnia, a przy kasach w sklepie kusi stojak z batonikami. Trudno w dzisiejszych czasach odróżnić apetyt na coś od zwykłego głodu.

croissants-569075_640

A prawda jest taka banalna – gdybyśmy jadły tylko wtedy, kiedy jesteśmy głodne, życie byłoby o wiele prostsze, a my nie przybierałybyśmy na wadze.

Nadmiar jedzenia wokół to nie jedyna przyczyna przejadania się. Jemy też z wielu innych powodów. Bo się nudzimy. Bo mamy za dużo pracy. Bo przyszli goście. Bo goście jednak nie przyszli. Bo nie możemy zasnąć. Bo nam coś smakuje. Bo przecież zawsze podczas serialu (albo np. przy czytaniu książki) miło coś przekąsić. Takich zupełnie niezwiązanych z głodem odruchów można wyliczać jeszcze mnóstwo. Jak jednak odróżnić je od prawdziwej potrzeby jedzenia? Spróbuj ustalić sobie hierarchię, w której stan pt. „1 – coś bym zjadła” byłby na początku, potem następowałby stan: „2 – robię się głodna”, następnie:
„3 – burczy mi w brzuchu i chce mi się jeść”, aż wreszcie na samym końcu: „4 – zjem konia z kopytami!”. Kiedy nadchodzi ochota na jedzenie, czujemy raczej lekkie „coś bym zjadła”, prawda? To jeszcze to. Dopiero gdy zaczyna burczeć w brzuchu (stan nr 3), warto rozejrzeć się za jakąś kanapką, a jeszcze lepiej porcją sałatki. Warto, a nawet trzeba, żeby nie dopuścić do stanu nr 4, w którym myślisz już tylko o kopytach i koniu, a na widok jakiegokolwiek jedzenia puszczają twoje hamulce i zjadasz o wiele więcej, niż powinnaś.

NIECH MOC BĘDZIE Z TOBĄ

Teraz, kiedy już trochę porozmyślałaś nad swoimi jedzeniowymi nawykami, spróbuj zastanowić się nad innym pytaniem: co pomoże ci, a co przeszkodzi schudnąć? Znam kilkanaście wspaniałych, inspirujących kobiet, które nie potrafią zrzucić nawet pół kilograma. Kiedy pytałam je, czemu tak się dzieje, nieraz słyszałam: „Ja już nawet nie próbuję” albo „Nie mam cierpliwości, bo mam słaby charakter”. Cierpliwość? Słaby charakter? Trudno uwierzyć, że ta sama kobieta po urodzeniu dziecka przez ponad rok (kiedy karmiła piersią) umiała obejść się bez mleka, żółtego sera i jajek, które uczulały jej synka. Do tego potrzebna była przecież i cierpliwość, i siła woli! Według mnie prawdziwym problemem jest brak wiary w swoją moc i – co tu kryć – lekceważenie samej siebie. Czy przypadkiem tak samo nie jest z tobą? Jeśli tak, spróbuj to zmienić. Obiecujesz? Zacznij od zmiany stosunku do swojej osoby. Jeżeli umiałabyś dla dobra swojego dziecka wyeliminować z jedzenia alergizujące produkty, dlaczego nie umiesz dla własnego zdrowia zrezygnować ze zbyt tłustych albo przesłodzonych rzeczy? Uwierz: jesteś warta tego, aby wyglądać i czuć się lepiej, nawet jeśli musiałoby się to wiązać z wysiłkiem i wyrzeczeniami. Oczywiście, łatwiej zrzucić małą nadwagę niż np. osiem kilogramów, ale przecież nawet to nie jest zadaniem ponad twoje siły! Nie daj sobie wmówić, że już za późno na zmiany. Spróbuj wzbudzić w sobie motywację do zmian, a wtedy nawet początkowe trudności okażą się, chciałoby się powiedzieć – bułką z masłem!

Zrób to dla siebie

Pamiętaj, że raczej nie uda ci się schudnąć, jeśli jedynym powodem będzie to, aby zadać szyku na balu sylwestrowym albo zrobienie wrażenia na nowym chłopaku (albo własnym mężu). Jeżeli chcesz zdrowiej się odżywiać, aby po prostu lepiej się czuć (bo nie będą bolały plecy, bo będziesz się sobie bardziej podobać, bo będziesz mieć więcej energii) – wtedy twoje szanse na sukces poszybują w górę!

Zobacz metę

Wyobraź sobie: za rok o tej porze jesteś lekka i zdrowa, masz piękną figurę i czujesz się pewna siebie. Widzisz to? A teraz wylicz, co trzeba zrobić, aby do tego doszło: zrezygnować z podjadania, zmniejszyć porcje jedzenia, zapomnieć o słodyczach i frytkach. To trochę tak jak ze studiowaniem: aby dostać tytuł magistra, musiałaś zdać kilkanaście egzaminów, z których nie wszystkie były łatwe i ciekawe. Jednak końcowy efekt wart był tego, aby przysiąść fałdy i zakuć nudne formuły. Wizualizuj swój wagowy sukces zawsze, gdy napada cię ochota na dodatkową porcję deseru albo snicersa. To jedna z psychologicznych sztuczek: najpierw wyobrażamy sobie swój sukces, a dopiero potem akceptujemy prowadzące do niego kroki.

Nie wskakuj wciąż na wagę

W ten sposób możesz łatwo się zniechęcić, bo najczęściej chudniemy falami. Jeśli będziesz jeść zdrowo, widoczne efekty przyjdą dopiero po kilku tygodniach, ale za to będą trwałe! Pamiętaj też, że regularne treningi oznaczają mniej tłuszczu, ale za to więcej mięśni w organizmie, a mięśnie ważą więcej niż tkanka tłuszczowa. Może więc być tak, że na wadze stracisz mało, ale za to twoje ciało będzie jędrniejsze i piękniejsze.

Nagradzaj się za sukcesy

Tak naprawdę nagrodą jest już to, że z każdym straconym kilogramem czujesz się lepiej. Jednak od czasu do czasu warto też wejść do sklepu po nowe buty albo torebkę 🙂 W końcu sobie na to zasłużyłaś!

Nie myśl o jedzeniu

Obsesyjne liczenie kalorii jest bardzo męczące, ale staje się łatwą drogą do rezygnacji
z diety. Dobrze jest wiedzieć, że śniadanie powinno zawierać ok. 500 kalorii, ale pamiętaj, że jeśli jednego dnia zjesz trochę więcej, a drugiego trochę mniej, twoja dieta nadal będzie zbilansowana. Kłopoty zaczynają się dopiero wtedy, kiedy codziennie jesz „trochę więcej”.

Ćwicz na dobry humor

A co ma tak naprawdę sport do psychiki? Bardzo dużo! Już po dwóch, a najpóźniej trzech tygodniach od rozpoczęcia regularnych ćwiczeń fizycznych poczujesz się pewniejsza siebie i o wiele szczęśliwsza. To objaw tzw. euforii sportowca, spowodowanej olbrzymim wyrzutem endorfin (hormonów wywołujących dobry nastrój).

Jedz wszystko, ale mało.

Ostatnio byłam ze znajomymi na dwugodzinnej kolacji. Najadłam się po uszy, chociaż tak naprawdę zjadłam mniej niż zwykle. Gdzie tkwił sekret? Otóż zamówiliśmy mnóstwo dań – ale w małych porcjach. Każde z nas zjadło po odrobinie każdego. Nasze kubki smakowe szalały z radości: tyle smaków i to w ciągu jednego posiłku! Spróbuj tej sztuczki w domu: wyłóż na talerz kilka potraw: jeden koreczek z żółtego sera i szynki, sałatkę pomidorową, odrobinę hummusu, pół porcji kurczaka, dwie łodygi selera, jedną suszoną morelę i kilka orzechów. W miseczkę nalej trochę zupy-kremu z kalafiora. Mnóstwo jedzenia, prawda?

Wybierz mniejszy talerz

To optyczna sztuczka, dzięki której oszukasz swoje oczy i mózg. Na mniejszym talerzu ta sama porcja jedzenia wygląda na obfitszą – i rzeczywiście syci bardziej. Taki prosty sposób na zmniejszenie ilości jedzenia proponują wszyscy znani mi dietetycy.

Zachowuj się jak dama

Bierz do ust małe kęsy i gryź je powoli, z zamkniętymi ustami. Skup się na smaku. Dzięki temu łatwiej skontrolujesz uczucie głodu i nasycenia, a co za tym idzie – unikniesz przejedzenia.

Przeanalizuj swoje uczucia

Czy naprawdę ta wczorajsza porcja lodów cię uszczęśliwiła? A może jednak sprawiła ci mniejszą przyjemność niż oczekiwałaś? Kiedy uświadomisz sobie, że zjedzone kompulsywnie słodycze wcale cię aż tak nie cieszą, następnym razem łatwiej z nich zrezygnujesz.

Pozwól sobie (czasem) na szaleństwo

Już od tygodnia „chodzą” za tobą frytki? W takim razie pozwól sobie na malutką porcję.
Zrób je w domu, z prawdziwych ziemniaków, na patelni ze świeżym olejem – to najzdrowsza wersja tej niezdrowej potrawy. Lepiej czasem pozwolić sobie na mały grzeszek, niż codziennie marzyć o grzechu wielkim – dzięki temu dieta nie będzie kojarzyła ci się z przykrym obowiązkiem. Pamiętaj – zakazane kusi najbardziej, zatem nie zakazuj sobie niczego. Nic na siłę. Najpewniej po pół roku zdrowego jedzenia frytki po prostu… przestaną ci aż tak smakować 😉

Czego oczy nie widzą…

Przyznam się w sekrecie, że chociaż zwykle staram się jeść bardzo zdrowo, to nie umiem oprzeć się… prażynkom! Tak, wiem, że są za słone i tłuste. Tak, wiem, że nie mają żadnych wartości. Tak, wiem, że swój smak zawdzięczają sztucznym dodatkom, ale… nic nie mogę poradzić na to, że kiedy mam je w zasięgu ręki, zjadam wszystkie. Nauczyłam się więc po prostu ich nie kupować! W supermarkecie zamykam oczy i przemykam obok półki z przegryzkami, dzięki czemu w domu nigdy nie czyha na mnie żadna niezdrowa pokusa. Zasada numer jeden brzmi zatem: nie kupować!

Nie wiesz, jak zabrać się do zmiany diety? Zacznij od porządków we własnej głowie. Kiedy wreszcie będziesz pewna, czego chcesz i co równie ważne, dlaczego tego chcesz – łatwiej będzie ci przeprowadzić nawet najtrudniejsze zmiany. Przyglądaj się więc sobie, analizuj swoje uczucia i zachowanie.

Więcej cennych porad w najnowszym poradniku Kasi Cichopek pt. „Sexy Mama. Jedz, chudnij i ciesz się sobą”
Dołącz do Klubu Sexy mamy na Facebooku www.facebook.com/KlubSexyMama
Książkę można zakupić na stronie www.wydawnictworodzinne.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *