Relacja z pierwszego zjazdu pionierów edukacji domowej

W Olesinie pod Warszawą kilkanaście rodzin przez trzy dni dyskutowało o tym, dlaczego edukacja domowa jest lepsza dla dzieci niż system szkolnictwa publicznego oraz w jaki sposób w praktyce przekazywać dzieciom wiedzę.

uczestnicy 1

uczestnicy2

Spotkanie zorganizowali rodzice uczący od kilku lat w domu piątkę swoich dzieci i będący żywym dowodem na to, że nauczanie domowe jest możliwe, a jego sukces nie wymaga od rodziców doktoratu z pedagogiki. Kolejnym żywym, pozytywnym i niezwykle wymownym przykładem był Jacek Poreda, uczący wraz z żoną od 10 lat swoje dwie córki. Co ciekawe, Jacek Poreda sam od 17 lat jest nauczycielem historii.

Praktyczna znajomość polskiego systemu szkolnictwa była dla niego wystarczającym argumentem do tego, by wiele lat temu, kiedy nauczanie domowe było jeszcze mniej popularne niż dziś, spróbować swoich sił we wszechstronnej edukacji swoich dzieci. Dziś jest przekonany, że był to właściwy wybór, umożliwiający jego córkom rozwój humanistycznych zainteresowań przy jednoczesnym opanowywaniu, niejako mimochodem, wiedzy z przedmiotów ścisłych na poziomie wystarczającym do uzyskiwania na obowiązkowych egzaminach ocen dobrych i bardzo dobrych.

brawo

W miarę rozwijania się dyskusji stawało się jasne, że półroczne egzaminy zdawane w publicznej szkole, których obawia się wielu rodziców rozważających edukację domową swoich dzieci, nie są żadnym problemem. Nauczane w domu dzieci nie przygotowują się do nich zazwyczaj w żaden szczególny sposób, a mimo to otrzymują zazwyczaj oceny dobre i bardzo dobre, również z przedmiotów, które nie znajdują się w centrum ich zainteresowania.

To spostrzeżenie było tylko jedną z wielu pozytywnych wiadomości, jakimi dzielili się między sobą uczestnicy spotkania. „Uczenie dziecka w domu jest łatwiejsze niż sądziłam, naprawdę”- stwierdziła przy integracyjnym ognisku Dorota Kurková, ucząca w domu swoją córkę Anię i przygotowująca się do nauczania kolejnej dwójki swoich dzieci. „Wszystkie znane mi rodziny nauczające w domu, które wystąpiły do dyrektorów szkół publicznych o zgodę na taką formę edukacji swoich dzieci, odpowiednią zgodę bez problemu otrzymały”- mówił Jacek Poreda. Dla wielu osób, które uczestniczyły w zjeździe, takie deklaracje praktyków były bardzo istotnym argumentem „za” i spróbowania własnych sił. Prawie nikt nie miał bowiem wątpliwości, że nauczanie domowe jest dla dziecka lepsze ze względu na jego rozwój intelektualny, emocjonalny i moralny. Wielu obawiało się jednak, że istniejący system prawny i własne ograniczenia nie pozwolą im na zrealizowanie tej śmiałej koncepcji.

uczymy się razem w domu

Na razie praktyczne doświadczenia dowodzą, że działający w praktyce system prawny nie jest wcale odstraszająco nieprzyjazny dla osób chcących nauczać swoje dzieci w domu, a sama edukacja nie przerasta możliwości przeciętnego rodzica. Na pytanie jednak „jak nauczać?” znaleźć odpowiedź było najtrudniej. Inaczej uczy bowiem Jola Bielenda, omawiająca ze swoją córką Basią tematy historyczne w czasie konnych wycieczek po lesie; inaczej Anna Janicka-Galant, podróżująca ze swoim synem Przemkiem po całym świecie i poznająca w ten sposób inne kultury; inaczej Jacek Poreda, próbujący na obecnym etapie oderwać swoje córki od pochłanianych w ogromnych ilościach książek historycznych i namówić je na nieco ruchu na świeżym powietrzu. „Tu nie ma jednej odpowiedzi. Uczysz tak, jak potrafisz i jak ci życie pozwala. Jeden dzień jest niepodobny do drugiego”- wyjaśnia Piotr Bielenda, mający za sobą już dwa lata edukacji swojego 11-syna Marcina. „To nie jest jednak tak, że możesz poświęcać na to trzy godziny dziennie. Przynajmniej na początku, po tym, jak wyciągniesz swoje dzieci ze szkoły, zorientujesz się, że one nie znoszą się uczyć. Dogranie się, wypracowanie jakiś metod i właściwego podejścia wymaga czasu i jest stresujące, tym bardziej, że masz na karku pierwsze egzaminy i na popełnianie błędów nie masz wiele czasu”- uzupełnia Jola Bielenda. Tego problemu nie będzie miała następna fala polskich homeschoolersów, którzy wyboru „dom czy szkoła” dokonują wówczas, gdy ich dzieci mają zaledwie kilka lat i nie miały jeszcze okazji zetknąć się ze szkołą.

ale się działo!!

Co ciekawe, podczas prezentacji uczestników zjazdu nieoczekiwanie okazało się, że dominującą grupą zawodową wśród osób nauczających domowo i sympatyków tej koncepcji są nauczyciele. Znając polskie szkoły z codziennej praktyki, nie mają wątpliwości, że nie jest to najlepsze rozwiązanie dla ich własnych dzieci. Zdają sobie jednocześnie sprawę, że winy za nieefektywność szkoły i panującą w niej agresję i demoralizację często nie ponoszą nauczyciele, lecz niewydolny, niemoralny system oświaty, ograniczający wolność zarówno uczniów, jak i nauczycieli.

Przyglądając się dzieciom uczestników zjazdu, które przez trzy dni wspólnie organizowały sobie czas, można być pewnym, że odważne pomysły ich rodziców obracają się na ich korzyść. Spokojne, uprzejme, pomocne, chętne do współpracy, odważne i ciekawe świata, chętnie nawiązujące kontakty z nieznanymi sobie osobami, były żywym dowodem na to, że wyrażane przez przeciwników edukacji domowej obawy o socjalizację i umiejętność odnalezienia się w grupie są grubo przesadzone lub nawet zupełnie nietrafione.

Patronem medialnym pierwszego zorganizowanego zjazdu osób nauczających domowo był portal rodzinny www.erodzina.com.

Autor: Dorota Konowrocka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *